sobota, 25 kwietnia 2020

Wojciech Tochman "Pianie kogutów, płacz psów"

Niniejsza książka obok reportaży "Jakbyś kamień jadła" (Srebrenica) i "Dzisiaj narysujemy śmierć" (Rwanda) stanowi swoistą trylogię, trylogię o ludobójstwie końca XX wieku. "Pianie kogutów ..." jest koronnym dowodem na to, że Tochman jest obserwatorem dociekliwym, ale jednocześnie obiektywnym. Po prostu wyśmienitym reporterem. Słucha, wysłuchuje, nadstawia ucha i przekazuje. Nie wymyśla. Nie dodaje.
Wszystkie trzy reportaże są świadectwem potwornych zbrodni i traum społecznych nimi spowodowanych, ale opowieść o Kambodży jest odmienna. Różna jest dlatego, że ludzie tam są inni, bardziej zastraszeni, zamknięci, cierpiący na "syndrom złamanej odwagi", żyjący w specyficznym kręgu kulturowym.
jakkolwiek głupio to zabrzmi, w tej relacji poderżnięte gardła i strumienie krwi są jakby na drugim planie. Na plan pierwszy wybija się olbrzymia ludzka i społeczna trauma. "W każdej rodzinie był ktoś, kto przeżył, ale do życia nie wrócił."Sprawia to równie przytłaczające wrażenie jak opisy rzezi przeprowadzonych w Rwandzie.

Uzależniłem się od mistrzostwa Wojciech Tochmana. Na pewno będę do niego wracał.

Ocena: 6

(Wydawnictwo Literacki: Kraków 2019; stron: 219)

piątek, 24 kwietnia 2020

Łukasz Orbitowski „Exodus”


Dla tych, którzy sięgną po tę książkę, na wstępie definicja, która wytłumaczy znaczenie spisu treści: „Patologia humoralna – protonaukowy pogląd, u podstaw którego leżało przekonanie o istnieniu czterech płynów ciała (humorów): krwi, żółci, śluzu (flegmy) i czarnej żółci, które wypełniają ciało, a ich wzajemne stosunki wpływają na zdrowie i temperament. Jeden z głównych nurtów medycyny starożytnej.”
Exodus zaś: masowe wyjście, emigracja, lubo jedna z ksiąg Biblii.
Dlaczego tak „wikipedycznie” podszedłem do tematu? Otóż szukam odpowiedzi na odwieczne pytanie: „Co autor miał na myśli?”
I tak, według mnie, po lekturze, słowo exodus przetłumaczyłbym jako „ucieczkę”, a tytuły rozdziałów odbieram jako metaforyczne czynniki, które wpływają na nasze życie, a na których działanie nie mamy wpływu. Niektórzy nazywają to przeznaczeniem, w myśl powiedzenia: „Jak chcesz rozśmieszyć pana Boga, to opowiedz mu o swoich planach.”
Dla siebie potwierdzenie w treści znalazłem na stronie 419 w niepozornym, zdawałoby się zdaniu: „(…) Dodała jeszcze (matka), że spodziewała się takiego końca. Wie, jak gorzki jest zmierzch życia, zastanawiała się jednak, gdzie popełniła błąd. Znalazła wiele takich sytuacji, lecz wszystkie bez znaczenia. Cokolwiek by zrobiła i którąkolwiek ścieżką by poszła, skończyłaby tutaj, z chorym okiem, w towarzystwie syna i nikogo więcej.”
I żeby była jasność. Książka jest świetna bo zmusza do zadawania sobie pytań, refleksji. Oprócz tego, napięcie budowane jest w mistrzowski sposób. Tajemnica odkrywana powoli z wyrafinowaniem. Czytelnik bardzo głęboko wchodzi w życie głównego bohatera, zaczyna go lubić, współczuć mu, bać się o niego, a na końcu zastanawia się czy Janek jest współczesnym Hiobem, popapranym przedstawicielem swojego pokolenia, czy zwykłym dupkiem.
Oczywiście, możliwości oceny jest o wiele więcej. Ja waham się rozważając trzy powyższe (być może bohater jest wszystkim naraz), ale to koniecznie każdy musi oszacować sam.
Łukasz Orbitowski jest autorem na najwyższym poziomie „zrycia”, przy czym w moim slangu „zrycie” jest najwyższym komplementem.
Czytajcie!!!

Ocena: +5

(Wydawnictwo Sine Qua Non; Kraków 2017; stron: 444)

czwartek, 16 kwietnia 2020

Alicja Sinicka "Stażystka"

Zamawiając tę książkę nie wiedziałem, że została wydana przez Wydawnictwo Kobiece, a z tyłu okładki największą czcionką wydrukowano: NAMIĘTNOŚĆ. TAJEMNICA. ZBRODNIA. Kierowałem się tym, że była wśród nowości, miała fajną okładkę, no i chciałem poszerzyć trochę listę autorów "odmóżdżaczy", którymi dla mnie są kryminały. Ale pomimo wcześniejszych zastrzeżeń nie żałuję. Były momenty, w których uśmiechałem się z politowaniem nad naiwnością fabuły i samej głównej bohaterki, ale kiedy uświadamiałem sobie, że to literatura w sumie jednak kobieca, to uśmiech schodził mi z twarzy, a włączał się zmysł pilnego słuchacza i obserwatora.
Banał: Kobiety nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać.
Zmanierowana nimfomanka kontra psychopatyczna staruszka, a pomiędzy nimi mała kurewka, która czuje się źle z tym, że jest małą kurewką i mamy jej współczuć. Tak zakręcone, że aż dziwnie wciąga. Aha! Oczywiście samiec budzi strach i cierpi na natręctwa i zły!

Jako szowinistyczna męska świnia wystawiam pani Alicji:

Ocena: 3

(Wydawnictwo Kobiece; Białystok 2020; stron: 431)

wtorek, 14 kwietnia 2020

Mariusz Szczygieł "Nie ma"

"Gottland" przeczytałem w 2007 roku (Boże! Jak ten czas leci!) Byłem zachwycony sprawnym reporterskim piórem pana Mariusza, godnym Mistrza Kapuścińskiego.
W 2010 roku przeczytałem "Zrób sobie raj". Moja atencja dla autora nie zmieniła się, ba wręcz okrzepła i kazała czekać na następne książki.
Jest rok 2020 i pozycja "Nie ma" zdobyła Nike 2019 oraz Nike Czytelników. I słusznie! Na mnie jednak nie wywarła wielkiego wrażenia. Być może dlatego, że też już zaczynam wchodzić w okres życia, w którym człowiek uświadamia sobie, że nie jest nieśmiertelny, że umrze, że za jakiś czas podczas sprawdzania obecności na hasło "Gibski!" ktoś odkrzyknie: "Nie ma!" Może dlatego...
Czytało się, jak zawsze Szczygła, obserwatora rzeczy ulotnych przyjemnie, ale nie "zapadło".
NIE MA "zapadło"

... ale naprawdę warto wyrobić sobie własne zdanie. Dla mnie na tym etapie życia:

Ocena: 4

(Wydawnictwo Dowody na Istnienie; Warszawa 2018; stron: 325)

poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Wojciech Tochman "Dzisiaj narysujemy śmierć"

To, co wydarzyło się w Rwandzie w kwietniu 1994 roku jest poza obszarem wyobraźni zwykłego człowieka. Trzeba nieprawdopodobnej odporności psychicznej, obiektywnej dociekliwości, pokory i szacunku do drugiego człowieka, żeby podjąć się próby opisania bezprecedensowej rzezi jaka miała miejsce w "kraju tysiąca wzgórz i miliona uśmiechów."
Tochman to ma, zrobił to - opisał Rwandę przed, w trakcie i co ważne, po koszmarnych wydarzeniach. Autor nie epatuje, nie manipuluje, nie uwypukla, on przedstawia, prezentuje, udostępnia wypowiedzi ofiar i katów. Próbuje znaleźć genezę konfliktu i chyba nieprzypadkowo zbliża się do roli białego człowieka i jego kultury oraz religii, siłą i bez konsultacji przeszczepionych na afrykański grunt. Potworność zrelacjonowanych zbrodni nie pozwala czytelnikowi oderwać się od na ile to możliwe, zdystansowanego przekazu.
Równie przerażające są skutki rzezi z 1994 roku. Kaci żyją obok ofiar. Katom sprzedano informację, że to nie oni byli oprawcami, lecz sam diabeł, który w nich wstąpił. Dzięki temu kaci czują się lepiej, a ci, którzy sprzedali taką interpretację wydarzeń z przeszłości czują się bezpieczniej. Ofiarami mało kto się przejmuje, ofiary umierają nadal nie mogąc udźwignąć obrazów, które prześladują je podczas snu. Odbierają sobie życie również dlatego, że toczy je otrzymany od morderców AIDS.
Skala zła na świecie jest przerażająca, ale nie widzimy jej póki nas owo zło osobiście nie dotknie, albo w lepszej wersji - ktoś nam o nim rzetelnie nie opowie tak jak Wojciech Tochman.

(...)"Wyobraźmy sobie ciało zgwałcone przez dziesiątki mężczyzn z maczetami w rękach. W tym strzępie jeszcze krew pulsuje, lepi się na kikutach. Bo ciału obcięli ręce, które próbowały chronić podbrzusze. Co taka kobieta, jeśli cudem ocalała, myśli o swoim ciele? Że dzięki niemu mordercy nie zabili jej od razu. Że uratowała ją pochwa, że tylko dzięki pochwie żyje. Jest przedmiotem. Wiadrem na spermę." (...)

Ocena: 6

(Wydawnictwo Literackie; Kraków 2018; stron: 197)

niedziela, 12 kwietnia 2020

Umberto Eco "Temat na pierwszą stronę"

Książka w książce traktująca o dziennikarstwie. Już sama formuła jest wyrafinowana, podobnie jak język - elementy właściwe dla znanego intelektualisty - profesora Umberto Eco. Z pozoru treść już się zdezaktualizowała, boć to Mediolan anno Domini 1992. Rzecz o ówczesnym projekcie dziennikarskim - typu pre- gazeta (papierowa!) traktującym o lokalnych włoskich/ mediolańskich wydarzeniach. Przedstawione elementy najnowszej historii Italii mogą interesować tylko Włocha, ale... Ale okazuje się, że mechanizmy rządzące szeroko pojętymi mediami są niezmienne, a tajne służby były, są i będą ... i będą cichutko wpływać na losy świata. Uczta dla koneserów.

ocena: +4

(Wydawnictwo Noir Sur Blanc; Warszawa 2015; stron: 178)

wtorek, 7 kwietnia 2020

Margaret Atwood "Testamenty"

No cóż... Kiedyś już pisałem, że jeżeli chodzi o prezentację utopijnego totalitaryzmu, to nikt nie przeskoczy George Orwella. Margaret nie miała szans i mam wrażenie, że nawet nie za bardzo się starała. O ile "Opowieść Podręcznej" była w jakimś sensie nowatorska, o tyle "Testamenty" zdają się być pisane na publiczne zamówienie. Powrót do tematu po 30 latach i sukcesie serialu TV raczej nie pozostawiają wątpliwości, tym bardziej, że omawiana książka jest praktycznie gotowym scenariuszem. Niemniej, czyta się dobrze, wciąga, ale nie pozostawia niezatartego wrażenia, jak to miało miejsce w przypadku pierwszej części.
Jak rozwalić system? jednostka walczy przeciw kolosowi na glinianych nogach. Zgadnijcie kto wygrał?

Ocena: 4

(Wydawnictwo Wielka Litera; Warszawa 2020; stron 456)

czwartek, 2 kwietnia 2020

Wojciech Tochman "Jakbyś kamień jadła"

"Mężczyzn nie ma. Tutejsi mężczyźni boją się, że ktoś (ofiara, która przeżyła) ich rozpozna i doniesie prokuratorom Międzynarodowego Trybunału: że tutaj są ci, którzy grali w nogę muzułmańskimi czaszkami, albo ci, co zmuszali muzułmańskich mężczyzn do odgryzania jąder innym muzułmańskim mężczyznom."

Kiedy przeczytałem powyższy fragment zdarzyły się dwie rzeczy, dwie myśli mnie dopadły. Pierwsza, to obraz Artura Żmijewskiego z "Psów II - Ostatnia krew", który uśmiechając się unosi tryumfalnie dwie odcięte ludzkie głowy. Druga, to osobiste reminiscencje z końca czerwca 1992 roku. Byłem wtedy świeżo upieczonym maturzystą. Słońce świeciło, zmieniał się ustrój, lało się piwo, życie piękne się zaczynało... Tymczasem tam, w Srebrenicy i okolicach życie umarło, nastało piekło niewyobrażalne. I uświadomiłem sobie jak powierzchownie, bez refleksji odbierałem wtedy ówczesne wydarzenia, które działy się tuż obok w Europie. Jeszcze niedawno pisałem pracę maturalną z literatury współczesnej o totalitaryzmach posługując się cytatami z literatury obozowej... jeszcze niedawno przeżywałem mocno wydarzenia rumuńskie po obaleniu dyktatury Ceausescu... Jeszcze niedawno organizowałem z koleżeństwem z liceum zbiórkę pieniędzy na pomoc Litwinom... A Bałkany? Bałkany jakoś..., no nie znajduję innego słowa..., umknęły mi... Teraz już wiem, że male egoizmy i egocentryzmy wygrały, Młodość, śliczne dziewczęta, wino owocowe. Dopiero Wojciech Tochman mi przypomniał, uświadomił. Zrobił to brutalnie, w krótkich reporterskich słowach. Powalił mnie, zawstydził i sprawił, że na pewno nie zapomnę. Tochman krzyczał o Armagedonie na terenach byłej Jugosławii już w 2001 roku. Do mnie dotarło dopiero teraz...
A opowieść Jasnej pozostanie ze mną na zawsze.

Ocena: 6

(Wydawnictwo Literackie; Kraków 2018; stron:148)

środa, 1 kwietnia 2020

Edward Cygan "Boga waszego tu nie ma" - Wspomnienia z obozów hitlerowskich

Krótko, zwięźle, dosadnie i ... nietypowo...
Informacja z ostatniej, 220 strony książki:
Druk: Mała Poligrafia Redemptorystów w Tuchowie. 
Nakład: 1000 egzemplarzy
Tymczasem wszystkie "akuszerki, tatuażyści, piekarze", itp., itd. "z Auschwitz" są wydawane w dziesiątkach tysięcy sztuk. Gówno wart, komercyjny chłam!!!

Tu mamy do czynienia z białym krukiem, z PRAWDĄ!
Czytasz i płaczesz. Czytasz i Cię boli. Czujesz smród i obrzydzenie. Edward Cygan tam był. Był w Auschwitz, Neuengamme i Dachau. Był tam przez pięć lat! (1940-1945).
Jeżeli więc w dzisiejszej "modzie na literaturę obozową" jest choćby odrobina mądrej refleksji, to w tej właśnie książce poszukujący znajdą fakty, a autor doczeka się choćby krótkiej wzmianki w Wikipedii.
Wspomnień się nie recenzuje...