poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Wojciech Tochman "Dzisiaj narysujemy śmierć"

To, co wydarzyło się w Rwandzie w kwietniu 1994 roku jest poza obszarem wyobraźni zwykłego człowieka. Trzeba nieprawdopodobnej odporności psychicznej, obiektywnej dociekliwości, pokory i szacunku do drugiego człowieka, żeby podjąć się próby opisania bezprecedensowej rzezi jaka miała miejsce w "kraju tysiąca wzgórz i miliona uśmiechów."
Tochman to ma, zrobił to - opisał Rwandę przed, w trakcie i co ważne, po koszmarnych wydarzeniach. Autor nie epatuje, nie manipuluje, nie uwypukla, on przedstawia, prezentuje, udostępnia wypowiedzi ofiar i katów. Próbuje znaleźć genezę konfliktu i chyba nieprzypadkowo zbliża się do roli białego człowieka i jego kultury oraz religii, siłą i bez konsultacji przeszczepionych na afrykański grunt. Potworność zrelacjonowanych zbrodni nie pozwala czytelnikowi oderwać się od na ile to możliwe, zdystansowanego przekazu.
Równie przerażające są skutki rzezi z 1994 roku. Kaci żyją obok ofiar. Katom sprzedano informację, że to nie oni byli oprawcami, lecz sam diabeł, który w nich wstąpił. Dzięki temu kaci czują się lepiej, a ci, którzy sprzedali taką interpretację wydarzeń z przeszłości czują się bezpieczniej. Ofiarami mało kto się przejmuje, ofiary umierają nadal nie mogąc udźwignąć obrazów, które prześladują je podczas snu. Odbierają sobie życie również dlatego, że toczy je otrzymany od morderców AIDS.
Skala zła na świecie jest przerażająca, ale nie widzimy jej póki nas owo zło osobiście nie dotknie, albo w lepszej wersji - ktoś nam o nim rzetelnie nie opowie tak jak Wojciech Tochman.

(...)"Wyobraźmy sobie ciało zgwałcone przez dziesiątki mężczyzn z maczetami w rękach. W tym strzępie jeszcze krew pulsuje, lepi się na kikutach. Bo ciału obcięli ręce, które próbowały chronić podbrzusze. Co taka kobieta, jeśli cudem ocalała, myśli o swoim ciele? Że dzięki niemu mordercy nie zabili jej od razu. Że uratowała ją pochwa, że tylko dzięki pochwie żyje. Jest przedmiotem. Wiadrem na spermę." (...)

Ocena: 6

(Wydawnictwo Literackie; Kraków 2018; stron: 197)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz