Mam wrażenie, że to jedna z ważniejszych książek jakie przeczytałem w życiu. Na pewno nietuzinkowa. Wstrząsa, obrzydza, zachwyca i ... wywołuje zazdrość. Zazdroszczę autorowi umiejętności wykrzyczenia, ba (!) wyrzygania tej pogardy pomieszanej ze strachem, skierowanej do wszelkiego autoramentu nietolerancji, a przede wszystkim jej skrajnej formy: faszyzmu. Czy świat "wypluty" przez Żulczyka jest tak bardzo przerysowany? miejmy nadzieję, że tak! (choć ja mam pewne obawy). Chciałoby się powiedzieć stosując język "Czarnego słońca": "Oby się pańskie słowa, panie Żulczyk, w gówno obróciły!!!"
Też patrzę na tę ludzką durnotę, hipokryzję i niepamięć, ignorancję i powierzchowność podobnie jak autor. Będą na pisarzu wieszać psy liczni obrońcy fałszywie pojętej moralności, zwłaszcza za wątek Matki i Dzieciątka, a przecież to właśnie oni, owi cenzorzy, są solą i zaczynem republiki ojca premiera.
Jestem pod wielkim wrażeniem. Podziwiam i boję się, bo wiem, że ci, którzy powinni przeczytać tę powieść i być może się opamiętać, nie zrobią tego, albo przeczytają bez zrozumienia.
Ocena: 6
(Wydawnictwo Świat Książki; Warszawa 2019; stron 508)