Są książki, których recenzować nie wolno, nie wypada. No bo jak oceniać czyjeś korzenie rodzinne, szczególnie tak pokręcone, jak u Moniki Sznajderman? Jeżeli dodam, że owa historia rodzinna dotknięta jest z jednej strony Holocaustem, z drugiej zaś nacjonalizmem polskiej rodziny ziemiańskiej, to chyba nie ma wątpliwości... Takich wyznań i zwierzeń oceniać nie należy! Mogę napisać jedno: To BARDZO MĄDRA książka.
"Czy obojętność może zabić? Albo słowo - czy zabija równie skutecznie jak kamień, siekiera albo orczyk, jak ogień podłożony w stodole? Dla wielu, jeśli nie dla większości Polaków ich żydowscy sąsiedzi przez stulecia istnieli wyłącznie jako punkt odniesienia dla ich własnych poglądów i uczuć: w wyjątkowych i najlepszych wypadkach jako cenna część ich osobistego świata, najczęściej zaś jako mroczny obiekt zazdrości i nienawiści, jako grzeszna projekcja wstrętu i pożądania, jako ekonomiczny problem, polityczna sprawa do załatwienia, jako mówiąc krótko, emanacja nieprzezwyciężalnej obcości, a nie jako prawdziwe ludzkie istnienia z krwi i kości," (strona 228)
(Wydawnictwo Czarne; Wołowiec: 2016; stron: 270)