Moja pierwsza myśl po przeczytaniu ostatniej strony: "Pokora przekombinował ... Twardoch też".
Wyjaśnienie: Myślę, że jako czytelnik dzieł wszelakich Szczepana T., jego zwolennik, orędownik i miłośnik mam prawo do odrobiny (niekoniecznie konstruktywnej) krytyki. Bo to wszystko, co znajdujemy w najnowszej powieści autora z Pilchowic już było. Cała ta myśl o miałkości jednostki, trybach historii, znaczeniu tradycji, okrucieństwie wojny, wartości miłości, czasem toksycznej a zawsze ślepej, o Oberschlesien i rozdwojeniu jaźni, na które cierpią Ślązacy, gdzie mówi się trzema językami, a brat strzela do brata, o brudzie i chwiejności polityki... To wszystko już było ..., w "DRACHU". A "Drach" jest genialny, trudny, ze swoimi passusami niemieckiej i śląskiej gadki - bez tłumaczenia w przypisach i z wypożyczoną od Władimira ZAZUBRINA narracją.
Właściwie mam pretensje do Szczepana Twardocha, że znowu mnie nie zachwycił, że zaledwie bardzo mi się podobało. Zdaję sobie sprawę, że będzie mu trudno każdorazowo pobijać własny rekord świata. Wiem, czepiam się. Książka jest świetna. Pochłonąłem ją i już tęsknię do następnej. Świetnie odmalowane tło historyczne, detale językowe, szczegóły dotyczące broni, mundurów, pojazdów. Ta erudycja niezmiennie zachwyca, no i po lekturze pozostajemy ze sprawą do przemyślenia, przedyskutowania.
Czy Alois Pokora był tchórzem, zabawką w rękach Boga, czy na jego żywot wpłynęło traumatyczne dzieciństwo, czy był pyłkiem podczas wojennej zawieruchy???
Polecam lekturę i poszukanie odpowiedzi na te pytania.
Ocena: +5
(Wydawnictwo Literackie 2020; stron: 516)