Ponownie odniosę się do cytatu ze "Wzgórza Psów": "Wszystko, co kiedykolwiek napiszesz, już masz w głowie". Można polemizować, można się nie zgadzać, ale takie słowa wypowiedziane piórem pana Jakuba, należy uznać za dogmat. Z grubsza policzyłem i wyszło mi, że w momencie debiutu, czyli publikacji opisywanej książki - autor miał 23 lata. On musiał (grzebiąc w nieznanym mi jego życiorysie), przez kilka wcześniejszych lat: sporo czytać, obejrzeć mnóstwo filmów, chłonąć muzykę, strawić niemało czasu przy wszelakich konsolach i dżojstikach, a to wszystko doprawić płynami monitorującymi organizm i "halunami" ubarwiającymi. On musiał. Inaczej by tego nie napisał. Ja też kiedyś musiałem, dlatego świetnie się rozumiemy. Choć z racji wieku ominął mnie wirtualny świat Nintendo.
Jakub Żulczyk zapewne bywał "na domkach", dmuchanych materacach w krokodyle i festiwalach rockowych. On to już ma w głowie.
W pewnym momencie lektury, jako starszy kolega w przeżywaniu czasów burzy i buntu, pomyślałem: Ej koleś! Dramatyzujesz! Ale nie. Wiek pryszcza i jego schyłku ma swoje prawa. Uwierzcie mi. Sprawdziłem w swoim (okropne słowo: pamiętniku) z 1989 roku. Byłem taki mądry i taki durny. Dziękuję panie Jakubie.
Ocena: 5
(Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2018, stron 262)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz