Ponieważ "Wandę...." wzięłam do rąk jeszcze pod koniec ciąży, moja przygoda z tą książką trwała wyjątkowo długo, bo ponad pół roku. Początki macierzyństwa nie nastrajały niestety do spędzania czasu z lekturą, więc leżała i czekała. Sięgnęłam do niej znowu w świetle niedawnych wydarzeń na Nanga Parbat. Nie jestem jakąś szczególną fanką biografii, ta jednak zainteresowała mnie ze względu na moją ukochaną, górską tematykę. Autorka z całą pewnością wykonała kawał dobrej roboty starając się dotrzeć do jak największej liczby osób, które znały Wandę Rutkiewicz i przedstawiając bohaterkę z różnych perspektyw. A na pewno nie była ona człowiekiem jednoznacznym. Góry były jej wielką miłością. Czy jednak nie wyjeżdżała w nie dlatego, że wśród ludzi tu, na nizinach, nie mogła sobie znaleźć miejsca? Była bezwzględnym wspinaczem, który za wszelką cenę chce wejść na szczyt, czy też wrażliwą, zagubioną i nieszczęśliwą kobietą. której nigdy nie udało się spełnić marzenia o własnym domu i rodzinie? A może wszystkie te zdania w jakiejś części charakteryzują Wandę? Myślę, że każdy musi sam wyrobić sobie zdanie, a książka Anny Kamińskiej na pewno pomaga w przybliżeniu sylwetki tej wybitnej himalaistki. I choć nie jest to trzymający w napięciu kryminał o wartkiej akcji, na pewno jest świetnym źródłem informacji na temat historii polskiego wspinania dla wszystkich, którzy interesują się tym tematem lub dopiero chcieliby go zgłębić.
Ocena:4,5
(Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017, stron 475)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz