Świetny tytuł, pełen treści, albowiem rozmemłanie autora pamiętnika obrazuje, a jednocześnie przypomina o wielkim jego talencie do neologizmów tworzenia. Tekst mnie pochłonął, zwłaszcza za sprawą barwnego, błyskotliwego języka Kuczoka, boć nie wszystkie treści mogły być dla mnie zrozumiałe ze względu na:nieoglądanie zawodowe dziesiątek filmów oraz wystaw i niesłuchanie muzyki poważnej. To jednak co zdarzyło nam się przeżyć razem (w sensie ja też to widziałem albo czytałem) - oceniam podobnie. Również stanowisko polityczne zajmujemy wspólne i dziękuję panu Wojciechowi za dogłębne, wprost i przede wszystkim odważne scharakteryzowanie narodowo socjalistycznego sarmatyzmu ludowego. Nie potrafiłbym tego lepiej wyrazić. W ogóle, to podobieństw w owych szczerych zwierzeniach znajduję dużo.
Podobny wiek i pochodzenie i ... hasło "diem perdidi", które często mi przyświecało, i piwne zapuszczenie i dzieci wielu zrobienie, i to, że mimo tego rozmemłania i różnych zachwiań finansowych jakoś się to wszystko toczy, jakoś dajemy radę, jakoś te kobiety nas kochają ...
Dla mnie najciekawsze, że przez większość książki gościa nie lubiłem, ot tak, po polsku: wiadomo - leń i pijak. Dopiero po zakończeniu lektury dotarło do mnie, że jest dokładnie odwrotnie. Lubię go. Lubię Kuczoka. Jest szczery - czytaj: zero hipokryzji, świetnie pisze, jeszcze więcej czyta i ogląda, a do tego jest "Ojcem - Polką" i fajny stosunek do swoich dzieciaków ma. Rzekłbym: mój idol. Kuczok bez cenzury mi się podoba!
Żal tylko, że książka jest niszowa. Ci, którzy powinni ją przeczytać i wyciągnąć wnioski, nie zrobią tego. Są za głupi.
Ocena: 5
(Wydawnictwo Wielka Litera; Warszawa 2019; stron: 364)