sobota, 20 lutego 2021

Anne Applebaum "Zmierzch demokracji"

 

Dziwię się, że tak cicho jest o tej książce. Dziwię się, że nie wybuchł skandal. Dlaczego dotychczas zjednoczona prawica pod przywództwem PiS nie nakazała wycofania wzmiankowanej pozycji z księgarń? Chyba rządzący doszli do wniosku, że w Polsce mało kto czyta, jeszcze mniej osób ze zrozumieniem, a ta garstka frajerów, do której się zaliczam, nie jest w stanie zaszkodzić słusznej linii partii. Szkoda... Przypadkowo stałbym się właścicielem białego kruka i poprzez nielegalne użycie firmowej kserokopiarki mógłbym "puścić" "Zmierzch demokracji" do drugiego obiegu. Ale dość tej żałosnej, gorzkiej ironii!!! Dzieło Anne Applebaum nie napawa optymizmem, Mądra historyczka, dziennikarka, pisarka, kosmopolitka, Polka i Amerykanka, kobieta z otwartą głową, sięgająca do przyczyn historycznych w oparciu o filozofię i socjologię - prezentuje galopującą deprecjację wartości demokratycznych, na przykładzie: Polski, Węgier, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i USA. Robi to w sposób naukowy, który jednak porusza, uświadamia grozę sytuacji, dokumentuje i uwiarygadnia proces tytułowego zmierzchu demokracji i podążanie ku rządom autorytarnym.
Nazwałbym tę książkę "fabularyzowaną pracą naukową". Może pierwiastki prawdziwego życia, wtręty osobiste autorki tak mocno wzmacniają jej przekaz.

Anne Applebaum bije w wielki dzwon. Na trwogę ...

Nawiąże jeszcze do początku mojej wypowiedzi - pelnej sarkazmu i dorzucę wlasną opinię. Społeczeństwo jest coraz głupsze, nie czyta, nie analizuje. Połyka gotowe produkty w pięknych opakowaniach, których treść jest pusta i zła. A jak zwykł mawiać Jacek Kurski: "Ciemny lud to kupi..."

Ocena: 6

(Wydawnictwo Agora; Warszawa 2020; stron: 226)

niedziela, 14 lutego 2021

Leopold Tyrmand "Zły"

 

To kolejna z książek, które czytałem pacholęciem będąc. Widać włącza się pamięć wsteczna. Pamiętam, że knajackie klimaty stolicy w anturażu lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Pamiętam też, że jako student, podczas noworocznej popijawy w Małem Cichem ustawiłem całą imprezę jednym zwrotem zaczerpniętym ze stronic "Złego". - "Królowo!!!" - wykrzykiwane do podstarzałej barmanki zrobiło furorę. Może dlatego taki wielki sentyment do pana Tyrmanda? Coś musi być na rzeczy. Dzisiaj z równą przyjemnością pochłonąłem ten najsłynniejszy polski kryminał, ale jako stateczny mężczyzna w średnim wieku zwróciłem uwagę na całkowicie inny aspekt książki. - Miłość- ale miłość do miasta, Warszawy, do jej mrocznych tajemnic, brudów, zakamarków. Miłość bezkrytyczna i ponadczasowa, omijająca meandry polityczne i ustrojowe, po prostu wręcz spersonifikowana. Nawet śmiałbym przypuszczać, że intryga kryminalna miała być tylko pretekstem dla złożenia hołdu ukochanemu miastu. Z podobnym, choć całkowicie różnym stylistycznie podejściem do aglomeracji spotkałem się dotychczas tylko u Zafona, który ubóstwiał Barcelonę.
Przede mną najnowsza biografia Leopolda Tyrmanda. Ciekawe, czy moje obserwacje się potwierdzą?

Ocena: 6

(Wydawnictwo MG; Kraków 2014; stron: 774)