"Miniaturzystka", debiutancka powieść angielskiej autorki, Jessie Burton, trafiła w moje ręce trochę przez przypadek, zdecydowanie jednak nie żałuję chwil, które z nią spędziłam. Opowiada ona o losach młodej dziewczyny, która przybywa do wielkiego miasta jako świeżo poślubiona żona wielkiego kupca, którego praktycznie nie zna. Jej naiwne wyobrażenia o małżeństwie boleśnie zderzają się z brutalną rzeczywistością, w której przychodzi jej żyć. W tym nieprzyjaznym i wrogo nastawionym świecie, w którym kobieta nie ma praktycznie nic do powiedzenia, jedynym jasnym punktem zdaje się być postać miniaturzystki, która na zamówienie Nelli, bo tak ma na imię główna bohaterka, tworzy wyposażenie do podarowanego jej przez męża domku dla lalek. Typowo biznesowa, jak się na początku wydaje, znajomość, z czasem okazuje się coraz bardziej wpływać na życie młodej żony. Czy to jednak faktycznie tajemne moce, które posiada rzemieślniczka, warunkują życie dziewczyny? Czy miniaturzystka to przyjaciółka czy wróg? Stawiając sobie te pytania stajemy się jednocześnie świadkami przemiany, jaka staje się udziałem bohaterki. Z naiwnej dziewczynki staje się ona bowiem pewną siebie kobietą, która znajduje w sobie siłę do poradzenia sobie z wszystkimi tragediami, które szykuje dla niej los. A wszystko to na tle XVII- wiecznego Amsterdamu, gdzie losami ludzkimi rządzi pieniądz i chęć zysku, a wszechobecna obłuda nie oszczędza nikogo, byle tylko zachować pozory społecznego ładu i porządku.
Na koniec zaś smaczek dla tych, którzy po lekturze książki będą mieli okazję odwiedzić Asterdam- w tamtejszym Rijksmuseum można faktycznie zobaczyć dom dla lalek, której właścicielką była Petronella Oortman. Przypadek, magia... a może efekt działania miniaturzystki....?
Ocena: 5
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014, stron 462)